W skrócie o tym była w moich szkołach „nauka o seksie”, albo
jak kto woli przygotowanie do życia w rodzinie. O zgrozo. Pamiętam jak
podekscytowane siedziałyśmy w ławkach przed pierwszą lekcją o „tym”, co wszyscy
wówczas wstydziliśmy się głośno powiedzieć. Po dzwonku do sali weszła kobieta
wyglądająca jak XVIII wieczna pensjonarka. Pani po pięćdziesiątce w spódnicy na
gumce do kostek i zdaje się we włosach związanych w warkocz, przyozdobionych
gumką frotką. Już wiedziałam, że będzie źle. Do dziś pamiętam jej mądrości,
głównie dwie. Pierwsza, że nasza macica ma kształt gruszki, a jak mamy
miesiączkę, powinnyśmy nosić spódnice. Tyle w temacie.
Potem były też lekcje religii, z której podręcznika
dowiadywałam się, że muszę stosować tylko metody naturalne (jasne – nastolatka,
puk puk w czoło), że dzieci z in-vitro są gorsze od tych „normalnych” i
naznaczone, a pary, w których dziewczyna stosuje antykoncepcję, częściej niż
inne się rozstają.
To rozczarowujące, że coś, co ma traktować o pięknych
sprawach łączących mężczyznę i kobietę, a także (nie bójmy się tego stwierdzić)
przyjemnych, przypominało raczej drętwą pogadankę o anatomii, podszytą
religijnym fanatyzmem. I nie oszukujmy się, poza wymiarem duchowym i miłosnym
seksu, chodzi w nim także o spełnienie i sprawy „techniczne”. Jako nastolatka
chciałam wiedzieć jak wygląda penis „na żywo” i jak poprawnie założyć
prezerwatywę, co to jest orgazm. Nikt nie powiedział mi jak brać tabletki
antykoncepcyjne i czy w jakiś sposób szkodzą. Pytań było tysiące, odpowiedzi
zero. Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Bo obejrzałam „Bejbi blues”, trochę przesadzony film o
urodzeniu sobie dziecka do kochania. W moim mieście czasem spotykam takie
„bluesowe”, bardzo młode mamy. Kojarzę rodziny, więc wiem, że matki tych
dziewczyn też młodo zaszły w ciążę. Kiedy mijam takie nastoletnie pseudo-pary
rodziców, z których jedno pali papierosa, a drugie grzebie w telefonie
komórkowym, myślę jak ich dziecko będzie miało przesrane, a nie powinno go być
wcale. Jeszcze nie. Będzie miało przerąbane, bo rodzice tych nastoletnich
rodziców boją się powiedzieć „pochwa”, a gdzie dopiero tłumaczyć o co chodzi z
tym seksem i odpowiedzialnością. Poza tym w naszym kraju nadal udaje się, że wszyscy są katolikami,
nastolatki nie mają popędu płciowego, a seks służy tylko prokreacji i nikt nie
uprawia go, bo jest po prostu przyjemny.
Hipokryzji końca nie ma…
Alcatraz
będąc w temacie, ostatnio rozmawiam z narzeczonym i coś napomknęłam o waginie. Zapytał co to jest. Szok! Po pięciu latach związku pyta mnie co to jest wagina :)
OdpowiedzUsuńP.s Raszple stęskniłam się za wami! Przerwa w publikowaniu, dłuższ niż dzień powoduje u mnie zaburzenia! :D
Dlatego cała nadzieja w Nas - przyszłych matkach i ojcach:D Trzeba rozmawiać o tym od małego:)
OdpowiedzUsuń