sobota, 29 września 2012

Każdy zna taką Darię, czyli ważne urodziny

Nie miałam siostry. Przynajmniej takiej biologicznej. Zamiast tego po ponad dwudziestu latach życia na mojej drodze stanęła Daria. Najlepsza, starsza siostra, jaką mogłam sobie wymarzyć. Od razu ją pokochałam, bo była niesamowicie pochrzaniona. Potargana, trochę punkrockowa, ale z duszą starego rock'n'rollowca. Przyszła do mojej pracy i zastrzeliła mnie swoją bystrością, ciętą ripostą, uporem i wytrwałością. W pierwszej chwili Darii możesz się trochę bać, bo to nie jest typ "jestem milusia i słodka". Jest to jednak jedna z najlepszych kobiet, jakie chodziły po tej ziemi. To ona, co piątek pogina w szpilkach pomagać babci, która nawet jej babcią nie jest. To ona przygarnęła bitego przez rodzinę z cyklu "patola" psa, który przy niej jest najszczęśliwszym zwierzakiem na świecie. To ona pomaga bezdomnym, odwiedza ich w ich niefajnie pachnących melinach. To ona dźwiga zimą koc i 10 kilogramów karmy dla psów ze schroniska. I to ona, gdy mam jakikolwiek problem potrafi wysłuchać, a potem nastrzelać mi i potrząsnąć mną tak jak trzeba, bo ona wie, jak wyciąga się człowieka z doliny. Bo ona z tej doliny też wiele razy musiała wychodzić. Sama. Bo życie Darii nie było jakimiś rurkami z kremem. Pewnie dlatego dziś jest to jedna z najsilniejszych dwudziestoparolatek, jakie znam. Dziś, jest to też kobieta, która zaczyna wychodzić na prostą. Bo ja wiem, że tak jest. To dobrze, bo nikomu się nie należy trochę szczęścia, tak jak jej się to należy. To ona wygląda dzisiaj jak milion zielonych dolarów, grając przy okazji na nosie wszystkim swoim zatęchłym eks i nie za bardzo udanym koleżkom. Móc ją poznać, przebywać z nią, pracować, jeździć na koncerty, pić piwo, śpiewać, tańczyć w pustym lokalu w sylwestrową noc, to dla mnie ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Życzę wszystkim, żeby mogli kiedyś poznać kogoś takiego, jak Daria. A ja mojej Darii życzę sto lat! Jeśli jeszcze jest coś nie tak, jak być powinno, to wiedz, że to się zmieni i ułoży. Ty to zmienisz i ułożysz, bo potrafisz. Cieszę się i jaram Twoim szczęściem, jakby to było moje szczęście. W pewnym sensie jest. Jesteś w końcu moją siostrą. Mądrą, śliczną i zabawną.

wtorek, 25 września 2012

Amatorki zakupów, łączcie się!


Dobrze, może przesadziłam, to brzmi trochę jak manifest komunistyczny… To może inaczej. Szukam zrozumienia. Czy zakupoholizm i czerpanie przyjemności z nowej pary butów to nie dwie zupełnie różne kwestie? Fakt, zakupy sprawiają mi ogromną przyjemność, ale nie oznacza to, że jestem zakupoholiczką...

fot.  google.pl
Czas nazwać rzeczy po imieniu: zakupoholizm to choroba! Z definicji objawia się nieustanną potrzebą kupowania, bardzo często tych rzeczy, których wcale nie potrzebujemy. Jak wyczytałam w jednej mądrej książce, niemożliwości dokonania zakupu towarzyszy rozżalenie i nieopanowane wybuchy złości. Utrudniająca życie mania zakupów sprawia, że chory nawet kilka razy dziennie odwiedza butiki i kupuje zupełnie niepotrzebne fanty, doprowadzając siebie i bliskich do finansowej ruiny.
Oczywiście, alkoholik nie przyzna, że pije za dużo, a dla palacza jeden papieros więcej nie oznacza tragedii, jednak od amatorki zakupów do zakupoholiczki, u której występują wspomniane objawy jeszcze daleka droga. Nowe ciuchy i buty nie są - rzecz jasna - najważniejsze i to absolutnie nie podlega dyskusji, jednak której z nas nie sprawia przyjemności kupno nowej sukienki, pary czerwonych szpilek, czy owocowego balsamu do ciała. Raj dla ciała i duszy. Dlaczego mamy rezygnować z małych przyjemności? Kobieta, wbrew dawnym przyzwyczajeniom ma własne zarobki, własne oszczędności i ochotę na spełnianie własnych drobnych zachcianek. 
- Widziałam tę bluzkę na wystawie i musiałam ją kupić, mówiła „weź mnie” – usłyszałam w rozmowie z przyjaciółką i pomyślałam, że często zdarza mi się słyszeć owe „weź mnie”, ale to dobry objaw, bo zazwyczaj właśnie rzeczy kupione w ten sposób są naszymi ulubionymi. Tak więc z umiarem, ale i z myślą o sobie. Co prawda jest nam trudniej, kiedy każdego dnia narażone na kuszenie sklepowych witryn wypełniamy nadany nam przez mężczyzn „kobiecy” obowiązek codziennych zakupów. Ale jeżeli kiedykolwiek któryś z panów poczęstuje nas uwagą w stylu „Po co ci kolejna para butów? Znów kupiłaś nowe spodnie, przecież tamte są jeszcze dobre…” zawsze możemy powołać się na swoją słabą kobiecą wolę i nasz zakupowy obowiązek może stać się totalnie męskim obowiązkiem.

Holidej


sobota, 22 września 2012

Spieprzaj dziadu


Cytuję tu „klasyka” nie żeby pisać o polityce. Robię to, bo wczoraj, gdy zajrzałam na pewien portal, zobaczyłam wiadomość od mojego X. I krew mnie zalała, znowu. Zachodzę w głowę, dlaczego człowiek, z którym spędziło się ładnych parę lat, a który potem nie umiał się nawet kulturalnie rozstać, po raz kolejny się do mnie odezwał. Why me? Odezwał się mimo tego, że wcześniej został zasłużenie spoliczkowany i sponiewierany. Okazał się po prostu męską gnidą. Ileż to razy w myślach obmyślałam dla niego różnorakie tortury – nie obyło się bez wizji ze wkłuwaniem zardzewiałego widelca w jądra i przekręcaniem go w różne strony. A X nadal pisze, zaczepia ....

Przygotowałam więc kilka zasad, dla męskich debili, którzy nie rozumieją, gdy mówimy „umieraj stąd”.
Drogi półmózgu, który skrzywdziłeś kobietę (W sumie masz dwa „mózgi”, ale żaden nie działa poprawnie)

1 Kiedy wymierzamy ci „policzek”, lub nawet wiele, to nie dlatego, że kręci nas SM lub chcemy pozbyć się tzw. „motylków”.
2 Kiedy blokujemy cię na komunikatorze internetowym, uwierz, to naprawdę nie dlatego, że przez przypadek robiąc manicure nad klawiaturą, wcisnęłyśmy guzik „zablokuj kontakt”.
3 Kiedy mając dość twoich gierek i kłamstw, mamy naprawdę dość i mówimy „wypieprzaj z mojego życia”, nie gramy niedostępnych, to nie telenowela do cholery. Masz iść gdzie pieprz rośnie! Tyle w temacie.
4 Kiedy zmieniamy numer telefonu, to nie dlatego, że inna sieć akurat miała bajerancki model po super okazyjnej cenie. I tak nowego numeru nie zdobędziesz, idioto.
5 Nie pisz błagalnych maili w środku nocy, że życie ci się nie udało, kobieta zostawiła, świat jest be, a ty taki samotny – ja w tym czasie uprawiam dziki seks z moim nowym, fajnym facetem, albo obżeram się lodami, albo i jedno i drugie. Wal się. Czy po punktach od 1 do 4, naprawdę nie wierz, że obchodzisz mnie tyle, co krosta na tyłku mojej nauczycielki z pierwszej klasy podstawówki?
6 Kiedy mnie widzisz na ulicy, nie mierz mnie od góry do dołu i nie uśmiechaj się jak zboczeniec stojący w parku w płaszczu i skarpetkach. Może ty myślisz i czujesz penisem. Ja mam serce.

piątek, 21 września 2012

Czasami, jak dziwka

Kiedy mój facet martwi się, że jest strasznym pantoflarzem i że kumple się będą z niego nabijać, jak jeszcze raz pójdzie ze mną na melodramat do kina, tłumaczę mu ze stoickim spokojem "Kochanie, każdy prawdziwy mężczyzna jest w pewnym stopniu pantoflarzem, tak samo, jak każda prawdziwa kobieta jest trochę dziwką". On wtedy uspokaja się. Patrzy na mnie z uwielbieniem i wiem, że czeka, aż przepotworzę się w dziwkę. Jego osobistą dziwkę, oczywiście. Bo o żadnym puszczaniu się na boki nie ma mowy.
Tak naprawdę, ja nie czuję się ani trochę dziwką. Nie czuję też, żeby mój partner był pantoflarzem. Wiem jednak, że faceta można urobić słowem, jak plastelinową figurkę palcami.
Bo jak mówię facetowi, że czuję się dziś wyjątkowo ładna, on widzi we mnie miss universe. Ale jak mu powiem, że odkładam kasę na operację nosa, to jest prawie pewne, że pewnej nocy on powie mi do uszka "może ta operacja, to nie jest taki głupi pomysł...". Jak powiem facetowi, że nasza wspólna koleżanka Magda ma nogi do sufitu, przy następnej okazji, on zeskanuje oczami nogi rzeczonej Magdy, zanim ona pojawi się dobrze w drzwiach. Jeśli mu wyznam, że mam cellulit na nogach, na urodziny dostanę krem antycellulitowy.
Zasada jest prosta - facet nie widzi, dopóki nie zostanie mu powiedziane. Kobiety dziwią się, że faceci żyją wśród porozrzucanych skarpetek. Żyją, bo o nich nie wiedzą. Trzeba im powiedzieć "skarpetki zostały porozrzucane". Wówczas facet rozgląda się dookoła i stwierdza "skarpetki są rozrzucone". I ewentualnie je zbiera.
Facet nie rozumie, co dzieje się w głowie kobiety. To jest dla niego temat niepojęty. On nie wie, co ona przeżywa, gdy on siedzi do rana z kumplami w knajpie i nie odbiera telefonu. A kobieta myśli w ten sposób: on siedzi w knajpie -> nie ma czasu odebrać -> dobrze się bawi -> poznał kogoś -> pewnie jakąś kobietę -> pewnie jest ładniejsza ode mnie -> i chudsza! -> gadają sobie -> on patrzy jej w cycki -> pewnie ma duże cycki -> tak jak Ewa -> ciekawe, czy Ewa zrobiła sobie tę operację powiększenia -> dlaczego on nie odbiera? -> zjadłabym ciastko -> on na bank mnie właśnie zdradza -> w lodówce są lody czekoladowe -> pewnie poszli do niej -> jeśli mnie zdradza, mam nadzieję, że ona ma kiłę -> litr lodów może nie wystarczyć -> mogłam go nie puścić do tej knajpy -> zadzwonię do mamy -> jutro rano lepiej -> zadzwonię do niego -> lody z chipsami smakują dziwnie, ale dobrze -> dalej nie odbiera -> to koniec z nami -> mama mówiła, że on nie jest mnie wart -> zacznę wszystko od początku -> zapiszę się na boks -> a jutro pójdę biegać -> dlaczego on mi to zrobił?! -> było nam razem tak dobrze -> nienawidzę go -> już za nim tęsknię!!! -> zadzwonię ostatni raz -> nie mogę znaleźć telefonu -> chcę mi się spać...
Kobiety dużo myślą. Faceci tego nie rozumieją. Mój facet też nie. Jak skaczę z tematu sosu bolońskiego na sytuację w Sudanie, ma grymas na twarzy, jakbym go lała. On wie, że ja nim manipuluję i potrafię wmówić mu takie rzeczy, że sam Panbóg by tego nie ogarnął. Ja wiem, że dzięki temu mam nad nim władzę. To uczucie sprawia, że czasami, tylko czasami czuję się podle. Niemal, jak dziwka.

Holigoli