czwartek, 8 listopada 2012

I’m a loser baby...


Piszę o tym, bo mam dość. Mam po dziurki w nosie słuchania jak wam źle, że mało płacą, że warunki nie te, albo, że żadnej pracy nie możecie znaleźć. Szlag mnie trafia, gdy widzę, jak zostajecie członkami „Straconego pokolenia” na popularnym portalu „z twarzą” w tytule. Że niby dlaczego stracone? Bo jest pod górkę, bo akurat mamy przechlapane? A kto obiecywał, że będzie łatwo? Jestem po studiach humanistycznych, po których „z założenia” według niektórych z was pracy mieć nie powinnam. Dostałam ją tydzień po obronie. I to tę, o której marzyłam. Może miałam szczęście, a może po prostu na to zapracowałam. Nie, nie miałam układów, znajomości, wysoko postawionych rodziców (wręcz przeciwnie). Ja po prostu zap...lałam od rana do wieczora, robiąc kolejne praktyki, staże i szukając kontaktów. Bo poza balowaniem na studiach, musiałam pomyśleć, że z czegoś trzeba żyć i teraz i później. Śmiać mi się chciało, gdy słyszałam opinie ludzi z roku „po tych studiach to nic nie będziemy mieć”, „nie ma po tym pracy”. Taaak, jeżeli całe pięć lat żyło się na garnuszki mamusi i wstawało po 12 być może tak będzie.

Kilka miesięcy temu. Spotkanie z koleżanką, dawną znajomą.
 - Szukam pracy, ale nigdzie mnie nie chcą. Wiesz, nie chcę byle czego. Nie pójdę do sklepu, bo ludzie są denerwujący. Trafi się wkurzający klient i co zrobię?
-    Ale ja też mam wkurzających ludzi w pracy. Wszędzie są tacy.
-    Ale tobie zawsze udawało się wszystko, co zaplanowałaś

I wtedy miałam ochotę kopnąć ją z glana. Zasuwanie przed zajęciami, po nich i w wakacje określa terminem „udawało ci się”...Nie rozumiem tego podejścia, nie rozumiem postawy roszczeniowej „należy mi się, bo jestem zarąbistym magistrem”. Ja też jestem magistrem, który zna swoją wartość, ale nie ma poczucia „ociekania zajebistością”, bo skończył studia.
Poza tym, studia kończy też cała masa baranów, którzy nie mają podstawowej wiedzy, za to kolosalne wymagania wobec przyszłych pracodawców.


Gdybym straciła pracę, poszłabym do sklepu, bo żadna praca nie hańbi. Traktowałabym to jednak jako stan przejściowy i szukała dalej. Nie kliknęłabym, że lubię „Stracone pokolenie”, bo jakkolwiek sytuacja na rynku pracy jest trudna, nie mam zamiaru się poddawać. Nie umieram jutro. Jasne, że będąc po studiach, chciałabym zarabiać więcej, że umowy śmieciowe są gówniane, ale to powinno motywować do większej pracy, do szukania innej, nie do biadolenia „tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro, każdy dzień ciągnie się jak makaron”.
 Najbardziej zabawne jest to, że „straconymi” określają się ci moi znajomi, którzy robią nic, albo bardzo niewiele, żeby coś w swoim życiu zmienić. Z kolei, ci którzy szukają pracy, znajdują ją po kilku miesiącach i nie marudzą.
Realia są jakie są, ale żeby samemu przypinać sobie łatkę „straconego” i nie robić nic, to dla mnie frajerstwo. I’m a loser, baby so why don’t you kill me...

2 komentarze:

  1. Witaj Alcatraz i pozostałe Panie :)
    Bardzo mi się podoba Twoje podejście, jakże różne od tego, co czasem słyszę wokoło.
    Też nie miałam żadnych wejść, ani kontaktów 20 lat temu, kiedy zaczynałam robić pierwsze zlecenia z dzieckiem przy piersi, jednocześnie studiując w trybie dziennym.
    Ale pracę się bierze jaka jest i jeśli człowiek jest otwarty, uczy się i solidnie swoją pracę wykonuje, to nie ma siły, zawsze znajdzie się na nią odbiorca! :)
    Powodzenia i unikaj kontaktu z tymi jęczącymi :)
    pozdrawiam!
    iw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. święta prawda!!! pracę się bierze jaka jest, a nie muchy w nosie, jak większość księżniczek w tym kraju

      Usuń