czwartek, 8 listopada 2012

Gdyż nie miała co robić


Przypełzłaś, gdy cię w sumie nie chciałam. Było mi w końcu dobrze. Nic nie zakłócało myśli, przebiegu dnia, nie właziło z butami w życie i nie domagało się więcej. Nie ty, nie zapukałaś do drzwi, chlusnęłaś, że wyleciały z ramy! Najpierw patrzyłam na ciebie jak na frajerkę, że niby co tu chcesz, że może już sobie idź, że zostajesz to zbyt późna. Kazałam popukać ci się w czoło i to porządnie. Miałaś się mnie bać, a nie pałętać się pod nogami. Gdybym mogła cię kopnąć, to pewnie bym to zrobiła, ale było mi żal, bo byłaś „bezpańska”.
Pomyślałam, dobra, to zostań. Bo może „przyszłaś wcześniej, gdyż nie miałaś co robić”. Takie małe vertigo jak u Hitchcocka nawet się przyda, o taka tam odskocznia. Kontrolowałam co robisz, żebyś nie hasała jak koń Rafał...Tak mi się zdawało. A kiedy zorientowałam się, że nie odejdziesz i mam przerąbane... zorientowałam się, że jesteś... miłością.

4 komentarze:

  1. Ten tekst to mistrzostwo świata! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie zapukała już siedem lat temu i tak już została... i mam nadzieję, że już nigdy nie odejdzie! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak to już jest z miłością, przychodzi nieproszona i rozpycha się w Twoim życiu łokciami i zostaje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ŁAdnie napisane

    OdpowiedzUsuń