Z perspektywy miesięcy jestem w stanie wypowiedzieć całkiem
szczerze takie zdanie. Dobrze jest dostać kopniaka w dupę, nawet jeśli
początkowo zawalił ci się świat. Jeszcze kilka tygodni temu myślałam zupełnie
inaczej. Trudno pogodzić się z tym, że ktoś potraktował cię jak gówno. Nie boję się tego
słowa. Tak niestety się czułam. Praca, której oddałam wiele, zakończyła się w
ciągu kilku sekund. „Nigdy nie zostawiłbym pracownika z dnia na dzień bez pracy”
słyszałam nie raz z ust byłego pracodawcy.
Cóż, widocznie zmienił zdanie.
Myślisz sobie, to jest to zajęcie, dla której warto się
poświęcać, chociaż kasa jest marna i nigdy nie usłyszysz dobrego słowa… Błąd! Oczywiście należy lubić swoją pracę, ale ważny jest też szacunek - dla pracownika, dla wykonywanej przez ciebie pracy, dla samego siebie. Teraz widzę wszystko jaśniej. Przychodzi mi na myśl, że nie warto tkwić w jednym miejscu tylko
ze względu na przyzwyczajenie i lęk przez nieznanym.
W całej tej historii dochodzę do jednego wniosku: ludzie, to oni są najważniejsi w naszym życiu
i to właśnie ze względu na nich mój wysiłek coś znaczył. Nie obyło się bez
tłumu fałszywych drani, ale warto się z nimi zetknąć, by znaleźć parę
wartościowych osób, które są wsparciem przez lata. A może i do końca życia. Bez
nich nie dałabym rady.
Długo zbierałam się, żeby to wszystko powiedzieć głośno. Dziś potrafię dostrzec wiele pozytywów i skupić się tylko na
nich. I nie chodzi jedynie o przyjaciół, ale o każdą sympatyczną postać, która
pojawiła się w moim życiu dzięki poprzedniemu zajęciu, która patrzy z
szacunkiem bez względu na wykonywaną pracę. To miłe, że nadal dzwonią, pytają
co się dzieje i życzą udanego startu na nowej drodze. To podbudowuje. To daje
siłę, by podążać dalej obraną ścieżką. I właśnie to zamierzam zrobić. Po
deszczu zawsze wychodzi słońce. Dostrzegam je J
Holidej