Marzę o lecie, o słońcu, o upalnym słońcu, o pięknych porankach i wieczorach, które nie zapadają o 15:30, o możliwości przejścia przez miasto w sandałkach i przewiewnej sukieneczce, o leżeniu na trawce (to nic, że nigdy tego nie robię, w tym roku zacznę). Marzę o dwucyfrowych temperaturach (na plusie!). Marzę o spaniu przy otwartym oknie. Marzę nawet o tych nieszczęsnych komarach, tylko niech już będzie ciepło, bo oszaleję. Wszyscy oszalejemy. Nic dziwnego, że Polacy tak marudzą. Nawet Kazik Staszewski o tym śpiewał ("tylko zimno i pada, zimno i pada").
Obiecuję, że jak słońce wyjrzy zza chmur, jak śnieg odpłynie rzeką, łabędzie odlecą (gdzie są te łabędzie w lecie? ciągle mnie to zastanawia), bociany przylecą, puchowe kurtki schowamy do szaf, wymienimy opony na letnie, to ja wtedy stanę się innym człowiekiem. Będę się częściej uśmiechać Będę milsza. Będę, jak ta wiosenna pogoda, cieplejsza! Tylko niech już wreszcie pojawi się słońce.
Wasza pochmurna,
Holigoli