niedziela, 30 grudnia 2012

O co chodzi?

Czuję się jakbym wróciła do czasów dzieciństwa i Muminków. Wszędzie na ulicy jest pełnych "Małych Mi", dziewczyn w malutkich koczkach. Ktoś powie o co chodzi?
Może nie ogarniam, bo mam włosy raczej jak Włóczykij...



Naprawdę nie ma



Mój facet skomentowałby, to słowami: "winny się tłumaczy". 

piątek, 28 grudnia 2012

Wsiąść do pociągu


Co prawda nie do byle jakiego, bo w określonym celu i kierunku, ale zawsze patrząc, jak wszystko zostaje w tyle. Bynajmniej nie chcę śpiewać, a opowiedzieć Wam, co spotkało mnie w ubiegłym tygodniu, kiedy wracałam do domu jednym z ostatnich pociągów.

Wieczór, dworzec PKP, przeszywający chłód, deszcz. Czekam. Pociąg spóźnia się już 20 minut. Nagle światełko w tunelu. Oczekujący ze mną pasażerowie już gotowi do biegu, by stoczyć bój o miejsce w ekskluzywnym wagonie przewozów regionalnych. Pech, wszystkie przedziały wypełnione po brzegi. Otwierają się drzwi, a ludzie z walizkami wręcz wysypują się z przepełnionych przejść między wagonami. Na szczęście znalazło się miejsce i dla mnie. Pięć osób nie wsiadło. Ruszamy.

Zaduch, lepkie powietrze, ludzie poupychani niczym ogórki konserwowe, przyklejeni do szyby z napisem „opieranie się o drzwi grozi wypadnięciem z pociągu”. Ale kto w takiej chwili zwróciłby na to uwagę. Po prawej mężczyzna kłóci się z emerytem, który, mimo natłoku podróżnych ułożył swoje zakupy na siedzeniu obok, z lewej słychać głos dziesięcioletniego chłopca: „System nie działa… Ładowanie… Osiem procent… Dwadzieścia procent… Łiiiiiii... Awaria, awaria, awaria”, po chwili pytanie: „Mamusiu, o czym marzysz?”. Mama odpowiada: „Najbardziej marzę o tym, żeby znaleźć pracę Grzesiu”. Na to Grześ: „Łiiiiiii... Ładowanie… Trzynaście procent….”. Jednak nikt jednak nie zwraca uwagi na Grzesia i jego mamę, bo w głębi jednego z wagonów daje się słyszeć krzyk: „Nienawidzę swojej synowej. Gruba krowa! Siedzi w chacie, nie pracuje, on zresztą też. Nieroby i brudasy. Tylko uprawiają seks! To mnie należy się zasiłek, nie jej! Mnie!”. Żule popijają piwo w kącie przedziału, zadowoleni, ze konduktor nie sprawdzi biletu, którego nie posiadają. I znów dziwny zapach… dziewczyna obok wyciąga z torby panierowane skrzydełka. Zajada ze smakiem, dzieląc się z facetem w płaszczu, sprawiającym wrażenie ekshibicjonisty, który za moment obnaży swoje wdzięki. Szum, trzask, kolejne hamowanie, podczas którego wszyscy wpadają na siebie. Ludzie wsiadają już nawet do toalety. Nie uwierzylibyście ile osób może się tam zmieścić... Kobieta opowiadająca o synowej znów zabiera głos. Mówi o wykonywanych przed godziną badaniach cytologicznych. Pokazuje chłopakowi siedzącemu obok papiery dokumentujące historię swojej choroby…


Przyjaciółka powiedziała, że przyciągam wariatów, bo ona przez trzy lata podróży pociągami nie spotkała tylu dziwnych osób. Ale nie narzekam, a nawet powiem, że ubawiłam się przednio, mimo męczącego mnie przez  dziesięć stacji dyskomfortu i wielkiej walizki wbijającej mi się w cztery litery. Może dlatego, że sama jestem niezłą wariatką... 
Podsumowanie jest tylko jedno. Bilet powrotny do domu - 6,80,-, wrażenia z podróży komunikacją PKP– bezcenne. Można napisać o tym wiele… Polecam każdemu, by przekonał się sam! :)

Holidej

Dywersja!



„A ja nie, po prostu nie, mnie się to nie podoba…” – śpiewano niegdyś w popularnym musicalu „Metro”. Odniosę te słowa do tych wszystkich śmiesznych postanowień noworocznych. (Już widzę jak za dywersję w myślach chłosta mnie Holigoli, taak lubisz to maleńka, ale bądźmy już poważni). Otóż nie rozumiem dlaczego ze względu na jeden dzień w roku mam w ogóle robić jakieś postanowienia. Co z tego, że będzie nowy rok. Niby dlaczego motorem zmian ma być data w kalendarzu. Tak poza tym nienawidzę Sylwestra i wbrew Waszym podejrzeniom nie dlatego, że spędzam go sama. Nie jestem tego dnia ubrana w piżamę w misie, nie trzymam flaszki w ręce, śpiewając „Znowu w życiu mi nie wyszło”.
Chodzi o to, że ja nienawidzę przymusu, a właśnie w Sylwestra czuję „odgórny nakaz” bawienia się dobrze, sypania dowcipami, bycia w świetnym humorze. Kurde, a może akurat tego dnia będę „nie w sosie” i jedyne co będę czuć to chęć wybicia połowy populacji. To całe sylwestrowe szaleństwo mnie nie przekonuje, podobnie jak zabawa na pokaz.
Wracając jednak do „daty, która zmienia wszystko”, uważam, że napędzać do małych, czy większych życiowych rewolucji nie powinna być cyferka 31. Zmieniam coś, gdy się po prostu duszę, gdy wiem, że taki układ już mi nie pasuje, kiedy robi się „do dupy”. Motorem zmian, które wprowadzam w swoim krótkim, szalonym życiu jest, banalnie mówiąc, chęć bycia szczęśliwą. Jasne, że nie jest łatwo, że to nie zachodzi szybko itd. Tylko nigdy nie czekam na „ten magiczny moment”, bo wiele razy los pokazał mi, że nie warto czekać.
Jeden z popularnych w Polsce pisarzy, napisał”

„Planuj śmiało! Wybiegaj myślami
W przyszłość. Nie oglądaj się za siebie.
Nigdy nie wiesz, co będzie za następnym
Zakrętem. Wszak może być koniec”

Dlatego, nie czekam do Sylwestra

Alcatraz

Żeby Sylwester nie był w pojedynkę

Jak znaleźć chłopaka na kilka minut przed Sylwestrem? Przede wszystkim nie można panikować. Nikt nie pójdzie na imprezę z histeryczką. Sprawiaj wrażenie, jakbyś w ogóle się nie przejmowała faktem, że nie masz:
a) z kim iść
b) dokąd iść
c) w czym iść
Nawet jeśli Sylwester jest za kilka godzin, możesz sobie jakoś poradzić.

Sposób na rasową podrywaczkę
Dzwonisz do najfajniejszego faceta, jakiego znasz i pytasz go, co robi w Sylwestra. Tak, tak po prostu. Nie masz czasu na kilkumiesięczne podchody i ceregiele. Musisz walić prosto z mostu, czas zachrzania, jak oszalały. Jeśli on odpowie: jeszcze nie wiem - jesteś uratowana. Zanim zdąży cokolwiek powiedzieć musisz go przytłoczyć jakąś świetną propozycją. Albo nawet nie jakąś świetną, ale propozycją. Najlepiej jakąś lekko prowokującą. Wtedy masz większe prawdopodobieństwo, że się zgodzi. Jeśli się nie zgodzi, nie przejmuj się. Najważniejsze to nie panikować, można skorzystać z kilku innych sposobów.

Sposób na mniej rasową podrywaczkę
Podobny do pierwszego sposobu. Z tą różnicą, że dzwonisz do faceta, który tobie się nie podoba, ale masz pewność, że on dla ciebie zatańczyłby nago sambę na środku miasta.

Sposób na kumpla geja
Dzisiaj prawie każda z nas ma kumpla o orientacji homoseksualnej. Byłam na imprezach z wieloma facetami, ale najlepiej zawsze bawię się w towarzystwie gejów. Są otwarci, lubią kobiety i mają pełne barki. Zadzwoń do kumpla geja, on na pewno przygarnie Cię pod swoje skrzydła. To nie musi być bliski kumpel. To może być kumpel twojej koleżanki. Oni naprawdę są otwarci.

Sposób na eks
To jest hardcorowy sposób, ale można z niego skorzystać. Jeśli naprawdę nie chcesz spędzić sylwestra w pojedynkę, wykonaj telefon do eks. Upewnij się, że nadal jest sam, zanim zaproponujesz mu wspólną imprezę. I na miłość boską, nie dzwoń do niego, jeśli to on z tobą zerwał. Wystarczy poniżania w starym roku.

Ryba, facet i rower


Lista noworocznych postanowień Holigoli

Uwaga! Czas zacząć robić listę noworocznych postanowień! Ja swoją już zrobiłam.

Holigolowa lista postanowień noworocznych:

1. Będę miła. Przynajmniej milsza To będzie bardzo trudne, bo ja uwielbiam się taplać w moim sarkastycznym poczuciu humoru, w mojej wrodzonej złośliwości. Ale spróbuję, podejmę się tego zadania.
2. Będę mniej łatwowierna. Nadal nie wiem, jak mogłam uwierzyć, że yerba mate to sztuki walki.
3. Polubię moich przyszłych teściów. (Ale najpierw skończę siedem klas w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart, bo bez czarów to się raczej nie uda).
4. Będę punktualna. Chociaż to raczej niewykonalne. To może zróbcie coś dla mnie i Wy zacznijcie się spóźniać. Wtedy ja nie będę aż tak bardzo spóźniona.
5. Przestanę nadużywać alkoholu i innych używek. W grę nie wchodzą: moje urodziny, moje imieniny, urodziny moich bliskich, imieniny moich bliskich i dalekich znajomych, święta, sylwester, imprezy karnawałowe, wesela, spotkania klasowe, imprezy pracownicze, babskie wieczorki, pidżama party, rocznice pożegnań z wybranymi eks, rocznicę obecnego związku, wydarzenia, które należy opić i dni, w które trzeba porządnie zachlać. W pozostałe 16 dni w nadchodzącym roku będę trzeźwa.
6. Przestanę mówić, jaka jestem okropna. Jestem po studiach humanistycznych, znam przecież tyle synonimów słowa "okropna".
7. Przestanę wydawać chore sumy na ciuchy. Jeśli nawet nie w tym roku, to kiedyś na pewno.
8. Ograniczę flirtowanie z kim popadnie. Nie do zera, bo to by mnie zabiło, ale ograniczę.
9. Dokształcę się i porozmawiam z moim facetem o fizyce kwantowej.
10. Nauczę się gotować i już nikt nie zarzuci mi, że zupa mleczna, którą kiedyś zrobiłam, była klejem do tapet.

A czy Wy sobie coś postanawiacie?

Holigoli

czwartek, 27 grudnia 2012

Podobno łatwiej znaleźć wioskę Smerfów niż...


Wieczorny apel do kobiet, tych niektórych

Chyba rozpoczniemy nowy cykl. Jego robocza nazwa brzmi "szczęśliwe mężatki". Dziś cytować będziemy naszą koleżankę, żonę, matkę, a przede wszystkim matkę-Polkę. Z głosem pełnym dumy pochwaliła nam się dzisiaj:
- Mój mąż jest kochany. W wigilię przyszedł do kuchni w nocy i powiedział do mnie "kochanie, zostaw już te gary. Pozmywasz je rano".
Prawdziwy z niego skarb, prawda? Zastanawiałyśmy się co jest gorsze, to że on tak powiedział, czy to że ona się tym chwaliła. Dla niej bycie wzorową żoną jest darem od niebios. Nie nabijamy się z tego, bo każdy ma w życiu jakąś funkcję, którą powinien wypełniać, jak najlepiej potrafi. Ale chyba nikt nie jest powołany do mycia naczyń. Dom (o ile nie należy do singla) jest zbiorowym obowiązkiem, wszystkich członków rodziny. Nie należy tylko do kobiety.

Święta, święta i po świętach

Witamy wszystkich po świątecznej przerwie!
Jesteśmy naładowane pozytywna energią i zapałem do pracy. No dobra, tak kolorowo nie jest. Jesteśmy obżarte, niewyspane, zmarnowane, niektóre z nas mają wyraźne ślady kaca na twarzy, inne taplają się w grypie. Ale żyjemy! I już zabieramy się do pisania.
A jak Wam minęły święta?

niedziela, 23 grudnia 2012

Wszystko na opak

Czy Wy też tak macie, że gdy musicie wstawać, to nie możecie wyjść z łóżka, a gdy możecie poleżeć, to kompletnie nie chce Wam się spać?


sobota, 22 grudnia 2012

I know I'm evil


Mikołaju lub Gwiazdorze, nie byłam grzeczna...
1 Śmiałam się, gdy ktoś się poślizgnął i przewrócił, tak już po prostu mam.
2 Piłam za dużo cytrynówki, dziwnych gatunków piwa i whiskey. Holidej i Holigoli - coś o tym wiecie. A i zagryzałam to kebabem w środku nocy.
3 Dzwoniłam do czyichś drzwi, a potem uciekałam.
4 Odbierałam telefon domowy, mówiąc "Kostnica Zimne Nóżki, słucham".
5 Żarłam, żarłam i jeszcze raz żarłam - czekoladę, pierniki i te marcepanowe gwiazdorki. Do tego najczęściej kabanosy...
6 Jestem uzależniona od kawy, szczególnej w takiej jednej kawiarni, gdzie mam nawet kartę z punktami.
7 Nieustannie i haniebnie spóźniam się do pracy. Wstawanie wcześnie rano to zbrodnia.
8 Opowiadam dziwne kawały: np. o ślinie, czy Ryjku z Muminków.
9 Przepieprzam za dużo pieniędzy na ubrania, ale najczęściej te z wyprzedaży. Ostatnio przecierane dżinsy wołały "Take me home, take me". Jakże mogłam odmówić...
10 "I did bad bad things"...

  www.quotes-lover.com



I wiesz co Mikołaju, wcale się nie zmienię!


Alcatraz

Nie będę perfekcyjna


Bo...

1 Nie mam czasu odkurzać codziennie i na pewno rękawiczka po zetknięciu z moją półką będzie szara.
2 Nie bawi mnie układanie ręczników w zwierzątka. Wolę te żywe zwierzaki, które ze mną mieszkają.
3 Nie chodzę po domu w sukience i szpilkach – wielkie skarpety, wyciągnięta bluza i legginsy to jest to, no chyba, że wiadomo kto ma przyjść...
4 Nie uważam, że miłość do kogoś wyraża się dbaniem o dom. Hmm, bo to dwie osoby powinny o niego dbać!
5 Bardziej dla mnie liczy się czas spędzony z rodziną, niż wysprzątane i nieskazitelne wnętrze. Nie znaczy to jednak, że mieszkam w „chlewie”.
6 Nie interesuje mnie technika sprzątania, czy prasowania. Nie cierpię tego, robię to, bo muszę i nie mam zamiaru wgłębiać się w tę filozofię. Wolę poczytać książkę.
7 Nie nakrywam stołu do obiadu, a z boku talerza nie leży piętnaście widelców i noży – każdy do innej potrawy. No proszę Was, ktoś tak je?
8 Wolę być sobą! Tak, na moim fotelu leżą ubrania, a książki są na podłodze obok łóżka. Tak właśnie wygląda dom, czyli miejsce, gdzie ktoś żyje. Nie chcę mieszkać w muzeum.
8 Moje Święta nie będą perfekcyjne, bo nie! Mają być wesołe i rodzinne. I nie wstanę rano, żeby sprzątać i gotować. Ten weekend to jedyny czas kiedy mogę się wyspać. Codziennie wstaję o 6 rano. I co z tego, że nie będzie 12 potraw, a na lampie pewnie zostanie kurz, bo nie zdążę wszystkiego ogarnąć. Świat się nie zawali. A ja nie zamierzam paść ze zmęczenia w Wigilię.


Co więcej, to samo zaszczepiłam mojej mamie, której do tej pory wmawiano od pokoleń, że ma być perfekcyjna. Ja wolę kiedy jest wypoczęta.

Nie bądźmy perfekcyjne, bądźmy sobą!


Alcatraz

piątek, 21 grudnia 2012

Ale przynajmniej się najadłyśmy


Końca świata nie ma, urodziny są

Koniec świata nie nadszedł, więc mogę ze spokojem zabrać się do napisania o Niej. Bo Ona ma dzisiaj urodziny. Ona to szalona kobieta, którą poznałam jakieś cztery lata temu. Dziwne to było spotkanie, bo w warunkach tramwajowych.
Ona do mnie: Mieszkam pod Kaliszem.
Ja, zawsze beznadziejna z geografii, mówię do niej: To nie lepiej, żebyś studiowała nad morzem?
Ona, patrząc na mnie ze zdziwieniem: No nie za bardzo.

Dopiero w domu się zorientowałam, że pomyliłam Kalisz z Koszalinem. Mimo tego jakoś się skumałyśmy razem. Skumanie się razem oznaczało wspólne przebrnięcie przez wszystkie ważne etapy, które przytrafiają się żakom. Zdawałyśmy razem egzaminy. Czasem dosłownie razem. Czując jej ramię przy swoim ramieniu, spędziłam z nią wiele godzin na wykładach. Czasami można było wyczuć od nas jeszcze przez kilka godzin woń alkoholu. Przeklinałyśmy wspólnie wykładowców. Donosiłyśmy sobie o wszystkich ważnych wydarzeniach w naszym życiu. Upijałyśmy się razem. Pichciłyśmy razem sałatkę z kurczakiem. Robiłyśmy dziwne rzeczy w windzie. Upijałyśmy się razem. W międzyczasie, nawet nie wiadomo kiedy, nasze małe serca zostały oplecione złotą wstęgą nazywaną przez specjalistów więzią przyjaźni. I tak jakoś zostało.
Ona jest niesamowita. Kocha tak mocno i zaborczo, że przez dwa lata była zazdrosna, że oprócz niej, miałam też na studiach przyjaciela-faceta. Wkurzyła się, gdy nie powiedziałam jej, że piszę tego bloga. Jeszcze bardziej się wkurza, gdy nie daję znaku życia przez więcej niż cztery dni. Ale z drugiej strony, wiem, że mogę zawsze na nią liczyć. Że jak w nocy wyślę smsa o dramatycznej treści, to ona w tej nocy skłonna jest przyjść do mnie nawet pieszo z tego swojego Koszalina, czy Kalisza.
Sporo muszę się jeszcze od niej nauczyć. Tego romantyzmu. Bezwarunkowej miłości do wszystkich wokół. Umiejętności nawiązywania kontaktów ze wszystkimi. Rzucania celnymi ripostami. Miłości do pielęgnowania rodzinnego ogniska. Tej odwagi, którą ma w nadmiarze.

Kochana 24-latko!
Jak Ci powiem, że Cię kocham to będzie mało. Ale powiem Ci, że Cię kocham I życzę Ci stu koszmarnie szczęśliwych lat. I powiem Ci, że się strasznie cieszę, że nie studiowałaś jednak nad morzem...

Twoja do grobowej deski,
Holigoli

P.S. I na boga, zrób coś z tymi siwymi włosami!

czwartek, 20 grudnia 2012

Nie trzeba być ślepym, wystarczy być mężczyzną


- Kochanie zauważyłeś we mnie jakąś zmianę?
- Schudłaś?
- Nie! Uważasz, że powinnam?!
- Nie, tak tylko mówię…  Czy to nowa bluzka?
- Noszę ją od wakacji… Czy ty w ogóle na mnie patrzysz…?
- Wiem! …Nie, przecież spódniczkę kupowaliśmy razem w ten weekend.
- Tak trudno zauważyć, że zmieniłam kolor włosów?! 


Nowa sukienka, fryzura, nowa szminka, buty, wizyta u kosmetyczki. Staramy się i dbamy o swój wygląd nie tylko dla siebie, ale w dużej mierze właśnie dla nich. Ile razy zdarzyło nam się prowadzić ten dialog… Czasami mam poczucie, że lepiej nie zadawać pytania „czy zauważyłeś coś nowego”, które najczęściej kończy się kłótnią, albo cichymi dniami… Oczywiście zazwyczaj próbuje wybrnąć słowami „zawsze jesteś piękna, to przez to nie dostrzegam zmian”. Gorzej, kiedy spotkamy typa, który stwierdza, że niepotrzebnie wydałyśmy pieniądze, bo fryzura wygląda tak samo, albo który pyta, po co nam kolejna sukienka, "przecież szafa ugina się od ciuchów". Z takimi facetami nie da się żyć.
Przyjaciółka powiedziała mi kiedyś: – Nie trzeba być ślepym, wystarczy być mężczyzną - . Święte słowa. Z kolei w jednym z czasopism dowiedziałam się, że mężczyźni widzą u kobiet przede wszystkim biust i pupę. Coś w tym jest. Ale skoro patrzą już na te partie ciała, dlaczego nie zauważają „opakowania”, na przykład wspomnianej sukienki, którą kupiłyśmy, żeby zrobić się na bóstwo? Nie zaskoczę was odpowiedzią  na to pytanie, bo nie wiem.
Oczywiście jak w każdym przypadku medal ma dwie strony i opadam z sił, kiedy słyszę wśród moich znajomych, że facet nie pochwalił zrobionych henną brwi, czy nowej kredki do oczu. Ale jak można nie zauważyć nowej fryzury u swojej ukochanej? Panowie, błagam, to nie takie trudne. Zwłaszcza, że koledzy z pracy zawsze dostrzegają nowy kolor włosów, czy nawet nową sukienkę…

Holidej

Frustratka kontra moja matka

Jestem zmęczona. Niewyspana. Nie wyrabiam. Na nic nie wystarcza mi czasu. Mam za mało czasu. Jestem taka obolała. Jestem taka sfrustrowana. Jestem taka nieszczęśliwa. Mam mętlik w głowie. Jestem chodzącym nieszczęściem. 
Jestem Frustratką. 

Słyszę takie zdania niemal codziennie. Nie wiem, co ostatnio stało się młodym kobietom i dziewczynom, ale z ich ust wydobywają się jedynie lawiny skarg na otaczającą rzeczywistość. Na początku mnie to bawiło, teraz staram się to ignorować.
Te narzekające panny, które na potrzeby tego tekstu nazwę Frustratkami, prawdopodobnie dzień zaczynają od mocno skrzywionej miny. Frustrować się można na wszystko, chociażby na pogodę - bo śnieg, bo deszcz, bo słońce, bo wiatr, bo mgła, bo upał, bo mróz. Znakomitym źródłem frustracji jest praca, bo przecież stać ją na coś lepszego bo chciałaby więcej zarabiać, bo w tej nie odpowiadają jej współpracownicy. Czy Frustratki robią coś w tej kwestii? Nie, nie mają na to czasu. Muszą się frustrować.
Z facetami też maja problem. Bo one ich nie rozumieją albo co gorsze, faceci nie rozumieją Frustratek. Ich związkom zawsze czegoś brakuje. A jeśli jeszcze nie brakuje, to Frustratka znajdzie ten brakujący element, ten powód, żeby wbić szpilkę w kolorowy balonik.

wtorek, 18 grudnia 2012

Kwestia spamu

Czy Wam się też tak twarz cieszy, jak czytacie poranną pocztę? A właściwie, jak kasujecie tony spamu, które napłynęły do Was, gdy Wy smacznie spaliście i w swej fazie rem przeżywaliście błogie chwile w świecie bez reklam?
Mnie moja codzienna poranna porcja spamu bawi niemiłosiernie, bo okazuje się, że Internet coraz lepiej mnie zna. Kasuję zatem pierwszego maila o treści "Od dawna chcesz schudnąć?! My Ci pomożemy". Cóż za bystra uwaga. Chcieć to ja chcę. Że od dawna też się zgadza. Ale, że ktoś mógłby mi w tym pomóc, to raczej bzdura. Inna wiadomość jest lepsza, bo zwiastuje niebywałe szczęście. Tytuł trąbi "WYGRAŁEŚ MILION EURO". Szkoda, że podobnych maili dostałam jeszcze trzy. Oprócz miliona euro, zgarnęłam również nowe auto i wakacje w Oslo. Pisze też do mnie księżniczka Ariminina Khurstavova, błagając mnie o pomoc słowami "Ty żyć kraj dobry, ja pomoc prosić. Być święta w nadchodzeniu. Ty wpłacić money na mój kont...". Ja niestety nie wpłacić money na żadne kont, bo ja być ze złego kraj.

Biedny on...


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Tak bardzo pragnie

Zobaczcie, jak bardzo można pragnąć:
http://poznan.gumtree.pl/c-Praca-marketing-media-pr-Pragne-W0QQAdIdZ440738602

Głupkowate trendy także u raszpl


Skrzynia wstydu

Wczoraj olałam niedzielny schemat. Bo niby trzeba pamiętać, żeby dzień święty święcić, a ja święciłam ze szmatą w dłoni. Nawet mój ojciec, który jakimś szczególnym katolikiem nie jest, oburzył się, gdy się zaczęłam dobierać do kuchennych okien. Sprzątałam też swoje drobiazgi. Moje drobiazgi to jest w ogóle jakaś chora sprawa, bo ja z zasady nie lubię magazynować. To jest dla mnie niehigieniczne i zaburza moje pedantyczne myślenie, ale są rzeczy, których wyrzucić nie można. Po prostu dusza romantyczki nie pozwala. Kilka lat temu przygotowałam, więc duży karton, w którym zbieram to, co jest dla mnie szczególne ważne. Podczas wczorajszych porządków jeszcze raz przyjrzałam się tym zbiorom. 
Wśród nich odnalazłam:
1.) kulkę z wosku zrobioną przez pewnego zuchwałego chłopaka
2.) list do mnie z przyszłości ode mnie z przeszłości 
3.) scenariusz sztuki teatralnej napisany w wieku 15 lat (wtedy wydawał mi się totalnie melodramatyczny, dzisiaj przezabawny) 
4.) reprodukcję "Krzyku", namalowaną przez mojego brata - to mnie dopiero ubawiło
5.) kasetę magnetofonową "Supernova" Urszuli - błędy młodości
6.) białą skarpetę, którą machałam podczas koncertu Red Hot Chili Peppers
7.) moje wiersze - olaboga!
8.) pukiel włosów jednego z facetów, ale niestety nie pamiętam którego

I kilka innych pamiątek. Są to rzeczy, które są totalnie niepotrzebne. Pudełko, w którym się znajdują nazywam "skrzynią wstydu", bo gdyby wpadła w niepowołane ręce, byłabym skończona. Ale jakoś rozstać się z tym nie potrafią. I nie zamierzam! 

Holigoli

 
A oto "Krzyk" mojego brata...


czwartek, 13 grudnia 2012

Bambosznik, męska Nel, melepeta - z kim jesteś w związku?

Na podstawie moich bogatych doświadczeń z facetami, sporządziłam listę ciekawych przypadków. Oto faceci w kilku wersjach:

1.) dupa-nie-facet - znakomity dla kobiet, które mają w sobie niespożyte pokłady macierzyńskiego ciepła. Ten typ faceta boi się własnego cienia. Raczej nie zaprosi cie nigdzie, bo będzie się wstydził. Da ci pieniądze w knajpie, żebyś to ty poszła uregulować rachunek (dla tych, co lubią defraudować małe sumy, to akurat dobra wiadomość), bo też będzie czuł pewne takie zmieszanie na widok długonogiej kelnerki.

2.) troskliwy miś - na pierwszej randce zasypie cie tysiącem pytań: nie jest ci za zimno/za ciepło/za duszno/ za wszystko? Każe ci nosić swój wełniany sweter nawet w upalne dni. Nie pozwoli ci wyjść z koleżankami, bo ktoś może cię porwać (np. do tańca). Obrazi się, gdy zabronisz mu przyłazić, gdy się przeziębisz. A on taki dobry rosół dla ciebie przygotował.

3.) cholerozofil - jego choleryzm objawi się przede wszystkim w aucie. O ile będzie umiał powstrzymać się w restauracji, to w aucie wyjdzie z niego cała jego diabelna natura. Nakrzyczy na babiczkę z balkonikiem, że tak długo przechodzi przez ulicę. Natrąbi na dzieci, bo graja w piłkę na boisku i istnieje prawdopodobieństwo (znikome, no ale zawsze), że piłka wyleci na ulicę. Na końcu wkurzy się na ciebie, bo w tym samochodzie drzwiami się nie trzaska!

4.) bambosznik - spojrzy na ciebie, jak na skończoną wariatkę, kiedy zaproponujesz mu, żebyście w piątek wyszli. Przecież w domu jest tak miło, ciepło i w telewizji "Killer" leci.   I bamboszki ciepłe już ma na stópkach...

Żeńskie końcówki

Podobno większość mężczyzn zapytanych o to kim są, odpowiadają "jestem człowiekiem". Kobiety na to samo pytanie odpowiadają inaczej i mówią "jestem kobietą". Z czego to wynika? Bo przecież żadna z nas, pań, nie czuje się mniej "ludzko". A może mamy bzika na punkcie podkreślania naszej przynależności do konkretnej płci. Jeśli zatem mamy bzika, to z kosmosu on się nie wziął. A skąd się wziął? Jeszcze nie wiem, ale dowiem się. Już wkrótce.
Póki co, zagrzebałam się w "żeńskich końcówkach". Najpierw temat przeglądałam w celach uczelnianych, teraz przeglądam już z własnej, osobistej ciekawości (wiecznie niezaspokojonej zresztą). Materiałów na ten temat jest sporo, ale przeważnie to totalny bełkot. Wielu wypowiedziało się na ten temat, tylko żeby się wypowiedzieć. I gębę sobie wycierają tematem, który tak naprawdę jest im kompletnie obojętny. Szczerze mówiąc i mnie był on początkowo obojętny. Bo przecież kobiety maja zdecydowanie więcej problemów, chociażby te nieszczęsne wypłaty ciągle niższe od facetów. W końcu jednak przekonałam się, że to wcale nie jest błaha kwestia, bo wokół tych na pozór banalnych spraw dzieje się wiele poważnych spraw. Tak samo jest z tymi żeńskimi końcówkami. Złapałam się na tym, że mówiłam o sobie "dziennikarz", bo "dziennikarka" brzmiało jakoś mniej profesjonalnie, infantylnie. Dzisiaj tego żałuję. Jestem przecież profesjonalną dziennikarką. Mam tyle samo zapału, co moi koledzy dziennikarze. To nie płeć warunkuje o tym, jak pracuję w swoim zawodzie. Liczy się ewentualnie doświadczenie, nad którym sumiennie pracuję. Nie będę udawać, że jestem facetem, że umiem zachowywać się, jak facet. Jestem kobietą. W pracy też. Ukrywać tego nie będę. Na taryfę ulgową nie liczę. Czego zatem sobie życzę? Żebym mogła być kobietą, ale też człowiekiem.  No i żebym za to, że jestem "dziennikarką" nie dostawała mniej.

Nie dać się zwariować


Dietom precz! Mam czasami wielką ochotę wykrzyczeć głośno te słowa. Dopiero minął okres wakacyjnego odchudzania i przygotowywania ciała na „plażowanie” w skąpym bikini, a już bombardują nas receptami na szczupłą sylwetkę, idealną na powitanie Nowego Roku. „Przecież w sylwestra musisz być chuda, masz obowiązek odpowiednio przygotować swoją cerę , włosy, paznokcie….”. Najbardziej bawi mnie to odliczanie, jeszcze cztery tygodnie do zabawy sylwestrowej, za trzy tygodnie sylwester, zostały już tylko dwa tygodnie, masz coraz mniej czasu. Gdzie się nie obejrzysz – prasa, telewizja, Internet, wszędzie zachęcają do zastosowania diet, magicznych pigułek, wszędzie gwarantowany efekt już po kilku dniach stosowania. A jeśli nie zaczęłaś odchudzania odpowiednio wcześnie? Nie szkodzi! Przecież cały sztab dietetyków skomponował idealną dwutygodniową dietę-cud, dzięki której schudniesz w mgnieniu oka, pięć kilogramów w trzy dni! Obłęd.
Aż w końcu zaczynasz się zastanawiać, czy rzeczywiście nie musiałabyś zrzucić kilku kilogramów na tę wyjątkową noc. Nawet, jeśli nie jesteś podatna na wpływ reklam i walczysz z przekonaniem, że każda z nas musi być chuda, odczuwasz coraz większą presję. Zaczynasz wierzyć, że od tego, czy schudniesz rzeczywiście może zależeć, czy zabawa będzie udana, czy spełnisz swoje marzenie o udanej nocy sylwestrowej. A czasu coraz mniej…
fot. raspberryheels.com
Co po sylwestrze? Mało ważne. Masz trzy miesiące, żeby walczyć z efektem jo-jo, ewentualnie możesz stosować fantastyczne przepisy z kolorowych pism, bez względu na kaloryczność proponowanych potraw, żeby w okolicy kwietnia znów usłyszeć o cudownych dietach wakacyjnych. I tak do samego lipca. Potem zrzucanie kilogramów po urlopie, na którym możesz przecież pofolgować. Jak w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek?
Mam tylko jedną radę. Trzeba zaakceptować własne ciało, a jeżeli chcesz zrzucić parę kilogramów to nie z powodu sylwestra, wakacji, czy innych okazji, a wypracowując na stałe pewne nawyki żywieniowe. Amen. 
Idę zjeść pączka.

Holidej

wtorek, 11 grudnia 2012

Karp, iglak i George Michael


Skąd wiem, że nadchodzą święta? Hmm, może po bombkach w sklepach, zawieszonych 3 listopada! 
A może po tym, że w DUCHA ŚWIĄT nakazuje mi się wczuć zespół Wham i George Michael wyjący z radia w pracy non stop "Last Christmas I gave you my heart". To nawet nie jest o świętach! Wrrr!
Może w klimat pomoże mi się wczuć Mikołaj stojący przed spożywczakiem, który żeby coś powiedzieć musi podnieść brodę z waty, a tym samym odsłonić pryszczatą twarz nastolatka. 
Tak już słyszę dzwoneczki...
A i jeszcze szefu przypominający Scrooge'a, który średnio co godzinę, mówi, że nienawidzi świąt i w ogóle, jesteśmy nierobami, a te dni wolnego tylko szkodzą gospodarce. No i jego asystentka nakazująca komisyjne ubranie iglaka, który choć sztuczny, jest prawie łysy. Taaa DUCHU ŚWIĄT. Kiedyś Cię znajdę:) Jak mówił Clark Griswold: "Merry Christmas. Holy Shit".

A Wy czujecie, że nadchodzą święta?

Alcatraz


Mówię i myślę "nie"


 Nie pozwolę Ci nigdy:

1 Zdrabniać mojego imienia
2 Podnieść na mnie głosu
3 Zjeść reszty moich pierogów z Torunia i tagliatelle ze szpinakiem
4 Pojeździć na moim czarnym rowerze z kierownicą choppera
5 Skrytykować moich specyficznych włosów, w których mieszka tornado
6 Nakłaniać mnie, abym skórzaną kurtkę zamieniła na różową bluzkę
7 Mówić do mnie myszko, kotku, dziubasku
8 Płacić za wszystko, tylko dlatego, że jesteś facetem
9 Spić się, zasnąć z głową w talerzu i/lub wpaść pod stół
10 Nie odzywać się przez tydzień, a potem zadzwonić i powiedzieć                            cutcaster.com
 „No co tam słychać?”                                                                                        
11 Zwątpić, bo jak śpiewała Kasia Nosowska „jeśli zwątpisz choć jeden raz, to choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę, powrotów nie będzie”.

Alcatraz

Wypomniane parówki


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Najtrudniejszy pierwszy dzień





Chcesz poznać nas lepiej? Dołącz do nas na Facebooku! 

Ja, on, cycki

Ja: Potrzebuję dziesięciu tysięcy.
On: Na co znowu? (tonem, jakbym codziennie potrzebowała dziesięciu tysięcy)
Ja: Na nowe cycki.

Dwie wersje poranka

Poranek - wersja pierwsza:
6:30
Dryń-dryń!!! Wreszcie dzwoni ukochany budzik! Nareszcie mogę wstać i ruszyć do boju! Zmierzyć się z kolejnym pięknym dniem. Wyskakuję na równe nogi (specjalnie, żeby czasami nie opuścić łóżka lewą nogą).  Biegnę nakarmić moje ukochane kotki, które łaszą się do mnie w podzięce. Krótka gimnastyka i zestaw ćwiczeń poprawiających muskulaturę mięśni brzucha. Zimny, orzeźwiający prysznic też jest zbawieniem. A teraz śniadanko. Lubię wymyślać i kuchcić, jedną kromkę zjem z odtłuszczonym serkiem, drugą z chudą wędlinką. Do tego oczywiście zielona herbata. Już nie mogę się doczekać na myśl o mojej ulubionej części poranku - ubieranie się! Podbiegam do mojej ogromnej garderoby, nie będę jednak teraz szykować sobie stroju. Przezornie zrobiłam to już wczoraj. Teraz tylko pozostaje mi tylko zrobić sobie make-up. Boże, jaką ja mam piękną, alabastrową cerę. Wklepię jeszcze krem pod oczy, mam mnóstwo czasu. Jestem prawie gotowa, poprawiam włosy. Zostało mi jeszcze kilka minut, pogłaszczę moje kochane koty. Ach, życie jest takie piękne. A poranki to prawdziwa kwintesencja piękna...

piątek, 7 grudnia 2012

Winna!


List do Mikołaja!

Kochany Mikołaju!
Piszę do Ciebie, bo zauważyłam, że jak nie napiszę, to jakoś nic nie potrafisz załatwić i co roku mam z Twoją hojnością pewne problemy.
W tym roku pod choinką chciałabym zobaczyć coś, czego nie będę musiała oddawać zaraz po sylwestrze. Nie kupuj mi już drogich rajstop. Gdybym złączyła wszystkie rajtki, które w tej chwili są w moim posiadaniu, to mogłabym z nich zrobić kokardkę, którą obwiązałabym kulę ziemską. Nie kupuj mi perfum. Jakoś serca do tego nie masz, Mikołaju. Rok temu, skropiona zapachem od Ciebie, wytrułam kilka osób na pasterce. Odpuść też inne kosmetyki. Wiem, że moje ciało ulega ciągłemu rozpadowi, a Mikołaj widzi wszystko, ale ja naprawdę nie mam czasu wklepywać kolejnych specyfików w rozstępy, cellulity, żylaki, zmarszczki mimiczne... Bo ja jeszcze nie mam rozstępów, cellulitów, żylaków i zmarszczek mimicznych (przynajmniej nie tak dużo).

środa, 5 grudnia 2012

Mikołaju, to karalne!


Cień ideału


Idzie ulicą w butach na wysokich obcasach, każdy odwraca za nią wzrok. Bezimienna jest doskonała pod każdym względem. Ideał. Wszystko udaje się jej najlepiej. Osiąga każdy cel, chociaż nigdy nie wkłada w wykonywane zajęcia więcej wysiłku niż wymagane minimum. Nie przejmuje się niczym. Potrafi zadbać o siebie, w każdej sytuacji czerpie największe korzyści. Dobro własne przede wszystkim.  
Ubrana w błękitną sukienkę z dekoltem na plecach. Każde jej posunięcie ma określony cel. Najczęściej służy przypodobaniu się innym. Jej punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, swoje przekonania dostosowuje do sytuacji. Chce być cool. Właśnie tak o sobie myśli, „jestem cool”.
Włosy Bezimiennej połyskują w słońcu. Ona cała zawsze lśni. Osiąga każdy cel i zawsze stawia na swoim, a nawet jeśli nie, to porażkę przyjmuje w taki sposób, jakby była ogromnym sukcesem, którym należy się chwalić, o którym musi usłyszeć cały świat.
fot. photocompetition.upclive.com
Czerwona szminka rzuca się w oczy przechodniów. Jest odważna. Nie boi się niczego. Spadochrony, nurkowanie. Jest wysportowana. Ciągle podróżuje, również do egzotycznych krajów. Poznaje nowe miejsca, spotyka ciekawych ludzi, uczy się języków.
Bezimienna idzie sama i jest  tego dumna. Nie przywiązuje uwagi do miejsc i ludzi. Żyje sama dla siebie i z myślą o sobie. Jest jej dobrze w samotności. Nie potrafi dbać o drugą osobę, skupia się na słowie „ja”. Niezależna, niczym nie skrępowana, samolubna. Dostrzega błędy i potknięcia tylko osób wokół niej, nigdy swoje.
Ideał – nie wymarzony mężczyzna, ale kobieta, która jest ucieleśnieniem wszystkich cech, o których zawsze marzyłyśmy. Miałam taki ideał. Możliwe, że każda z nas miała lub nadal ma. Ideał, który prześladował mnie niczym cień, przypominał o wszystkich niedoskonałościach. Dzisiaj, kiedy spotykam Bezimienną po latach, myślę „jak dobrze, że jestem sobą”. Nawet, jeśli jestem nieodporna psychicznie, łatwowierna, nawet kiedy rozklejam się przy pierwszej lepszej okazji, oglądając „Holiday”, czy „Uwierz w ducha”:). Po co wypracowywać w sobie cechy, które są całkowitym zaprzeczeniem mnie? Głupota.

Holidej

Praca i śledzie


Zrobić coś dla innych


Wystarczy podjąć drobne kroki, aby pomóc innym. Być może nie zbawimy świata, ale przecież możemy zbawić najbliższe otoczenie…

Raszplowa myśl na obchodzony dziś Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Niestety nigdy nie byłam wolontariuszem, czego żałuję, ale postanowiłam dziś, że jeszcze przed końcem roku podejmę ten mały krok i zostanę dawcą krwi. 
fot. wolontariatagrafka.pl
Może jakieś inne pomysły, w jaki sposób możemy pomóc innym? – zadanie na dziś J

Holidej

PS. Wolontariuszom życzę wytrwałości i tego, by dobro, które dali innym, wróciło do nich z podwójną siłą.

wtorek, 4 grudnia 2012

Aj law ju do bólu


Kompromis

Holidej ma dla Was raszplową myśl na dzisiaj.

W życiu piękne są tylko chwile…


... Usłyszałam w radiu popijając rano kawę. To prawda. W życiu piękne są tylko chwile, ale zastanawiając się nad życiem swoim i życiem w ogóle, dochodzę do wniosku, że życie to przecież zlepek tysięcy chwil. Tych dobrych, cudownych, niezapomnianych, ale i smutnych, przygnębiających, bolesnych. I jakkolwiek straszne będą nasze chwile każda z nich ma w sobie cząstkę piękna, każda daje nam coś wartościowego, doświadcza, wpływa na umysł i duszę, staje się częścią nas, nawet jeżeli sprawia ból, jeśli przynosi śmierć.
Dążę do tego, że skoro w życiu piękne są chwile, a życie to zlepek chwil, to wniosek jest jeden: życie jest piękne. Jest. Nieważne jak bardzo daje ci w kość. Kiedy wątpisz w to, o czym mówię, pomyśl o wszystkim, co piękne, o dobrych osobach, które stanęły na twojej drodze, o niesamowitych momentach w życiu, kubku ulubionej kawy i czekoladowym batoniku, który zawsze poprawia nastrój. O tych wielkich, niezapomnianych chwilach, o drobiazgach przynoszących codzienne szczęście.
Wiem, to wszystko jest okropnie ckliwe, może to przez nocne oglądanie komedii romantycznych z ukochaną przyjaciółką, może przez sypiący za oknem biały puch. Sęk w tym, że chcę tego, co ckliwe, chcę być niepoprawną optymistką, chcę żeby moje życie było jednym wielkim happy endem. Czy to możliwe? Mam nadzieję, że tak. To był dla mnie ciężki rok, ale jednocześnie przeżyłam  tak wiele niesamowitych chwil. Podsumowując powiem jedno, grunt to pozytywne myślenie i różowe okulary w pogotowiu. Wtedy łatwiej dostrzec, że w życiu piękne jest... życie.

Holidej

Trzeba się wyluzować



„Jestem kobietą, wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie..” śpiewała niegdyś wokalistka, której twórczość nie za bardzo lubię. Nie dlatego jednak się z tymi słowami nie zgadzam. Prawda jest bardziej brutalna. Według mnie po prostu:

Kobieta jest robotem – ma 39 stopni gorączki, ale musi ugotować obiad z trzech dań. Nie przejdzie obojętnie obok kurzu na szafce, chociaż ledwo trzyma się na nogach. Znam przypadek takiej, która podczas ataku rwy kulszowej, myła o pierwszej w nocy kredens w kuchni. Po co wam to, za dużo tej perfekcyjnej, wiadomo kogo.
Kobieta to emocjonalny rollercoaster – idą za rękę, śmieją się, całują i nagle trafia ją szlag. Bo przypomniała sobie, że trzy dni temu on rozrzucił skarpetki i w sumie nadal ją to wkurza. I zaczyna się stan menopauzalny. „Bo ty mi nigdy nie pomagasz”, „Bo ty mnie nigdy nie słuchasz”.
Kobieta rozkminia – O czym myślisz? – pyta go eteryczna istota w najmniej oczekiwanym momencie, np. „po”. Otóż faceci, tym różnią się od nas, że mają w mózgu szufladkę z napisem „nicość”. Kiedyś o tym słyszałam i się z tym zgodzę. Kiedy jest dobrze, po co zastanawiać się nad drobiazgami. Po prostu jest fajnie. Nie rozkminiaj. Niby co on ma powiedzieć: „ O Tobie”, czy „O wojnie w Czeczenii”. On się najzwyczajniej w świecie cieszy. Tyle
Kobieta lubi równania – szczególnie porównywać się z innymi. Że włosy mogłyby być jak u Kasi, zęby Zdzisi są lepsze, a talia, talia to tylko tej Karoliny z bloku obok. I potem pyta się takiego wpatrzonego w nią: „Czy nie jestem za gruba”, „Mogłabym trochę schudnąć”… Oni mają to gdzieś, kiedy was kochają. Sformułowanie, „erotyczna powierzchnia użytkowa” to coś co widzą. A wy zamiast wymyślać, nie wpieprzajcie kabanosów o drugiej w nocy.

Kobiety, pamiętajcie jak powiedział Laska z „Chłopaki nie płaczą” – „Trzeba się wyluzować”.

Alcatraz

Jak uwieść faceta (dziesięć niezbędnych warunków)

Potrafię uwieść każdego faceta. Serio. Dzisiaj podzielę się z Wami tą tajemną wiedzą. Bo tak naprawdę wystarczy spełnić tylko kilka warunków.

Warunek 1:
Słuchaj faceta. Każdy facet jest trochę jak mała baletnica, stawiająca pierwsze kroki na scenie. Potrzebuję uwagi. Wiadomo, że czasami nie interesuje nas wymiana tłumika, jakiś interfejs na usb, chłodnica, maźnica, gaśnica, bóg wie co tam jeszcze, ale słuchać trzeba. Facet wysłuchany to facet szczęśliwy.

Warunek 2:
Praw mu komplementy. Kobietom się wydaje, że tylko faceci są od prawienia komplementów. Niestety te czasy minęły już dawno. Najlepiej traktować faceta trochę, jak produkt reklamowy. Ty jesteś copywriterką i musisz stworzyć mu dobry slogan, hasło reklamowe, pozytywne public relations. Mów mu za co go cenisz, podziwiasz, czym cię zaskakuje. Najlepiej twórz porównania (tylko nie takie w stylu "jesteś bystry, jak Forrest Gump"), dzięki nim facet cię zapamięta, będziesz kojarzyła mu się z czymś dobrym. Często jest tak, że odkrywasz w facecie cechę, o której on sam wcześniej nie wiedział. Wielu już za to się w tobie zakocha.

Facecie...

Nie staraj się zrozumieć wszystkich kobiet, tylko mnie.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wehikuł czasu


Kiedy ma się szesnaście lat, wygląda się jak przez okno (być może są szczęściary, które już wtedy były piękne, jak do nich nie należałam), nosi się za duże ubrania i spotyka z niewłaściwymi chłopakami. I do tego małe kraterki na twarzy, „wulkany” wybuchające w najmniej oczekiwanych porach dniach.
Moja fryzura przypominała gniazdo, w którym mogły żyć pterodaktyle. Każdy włos sterczał w różną stronę, jak takie antenki, ściągałam na zmianę nocne programy dla dorosłych i „Domowe Przedszkole”. No może pomiędzy, jakiś teledysk Guns n’Roses się zdarzył. Ubrania miały ukryć nadprogramowe kilogramy i chyba całą złość jaką miałam w stosunku do otaczającego mnie świata. Pragnę tu nadmienić, że byłam posiadaczką czarnego swetra, sięgającego niemal za kolana o wdzięcznym imieniu Al. Przyjaźniłam się z Asią, właścicielką najgłośniejszego i najbardziej szyderczego śmiechu w klasie. Aśka była również właścicielką pająka w stanie hibernacji, którego trzymała w piórniku. Zdaje się, że zwał się Herman.
To był także czas niegrzecznych chłopców...skóra, glany i jedna wielka anarchia w głowie. Taki niby zbuntowany rycerz.... Z czasem okazało się, że z niegrzecznych chłopców wyrastają dorośli łajdacy, od których słyszysz, że „jesteś jednym, wielkim pierdolonym problemem”. Wielkie swetry nie ukryją problemów, ani braku akceptacji. I nawet jeżeli przestaniesz być „pryszczatką”, tak naprawdę nie zmieni się nic, bo nadal w środku będziesz, nie bójmy się tego słowa „dupą wołową”.
Nie cofnęłabym się w czasie, bo dobrze mi tak jak teraz. Bo nie jestem małym zakompleksionym stworzonkiem, szukającym akceptacji u faceta. Bo uważam, że jestem po prostu fajna. Toksyczne typki posyłam kopniakiem na księżyc. Nie ze mną te numery. Nadal widuję się z Asią i uważam, że czarny to nie kolor, to styl życia. Moje włosy odbierają jeszcze więcej programów. Jednak...nie czaję się w koncie, aż ktoś mnie z niego wyciągnie. Zachłannie biorę życie, bo czuję, że żyję dopiero od niedawna. Odpuściłam bezsensowne znajomości, udawane przyjaźnie. Nie zamierzam być idealna. Nie spełniam czyichś oczekiwań. Boże, jak mi jest łatwo. Lepiej późno, niż za późno.

Alcatraz

Well I am just out of school

I am real real cool

I got the jump got the jive

Got the message I'm alive

I'm a wild I'm Wild One!

Ohhh yeah I'm a Wild One!

I'm gonna keep a shakin'

I'm gonna keep a movin' baby

Don't you cramp my style I'm a real wild child!


Dzika



Poigram dziś z losem
Trochę hazardu
Zabawię się
On będzie krupierem
Ja jego ofiarą w przydługim swetrze

Stojąc na starym chodniku
Kołysząc się na szarej płycie
Oddaje się jej pod opiekę
Ważą się moje losy

Jestem ostatnim owocem
Być może nadgniłym, który
Został na tym dziwnym drzewie
Zwanym światem

Nie ma już nic ze mnie
Płyta pęka, drzewo umiera
Ale trwam jak film na nocnym seansie
Choćby nie przyszedł nikt






Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości...


Gentelman zawsze w cenie

fot. by aleseriale.pl
fot. aleseriale.pl
Nie wiem jak wy, ale ja jestem pod wrażeniem, kiedy facet przepuszcza mnie przodem w drzwiach, ustępuje miejsca w zatłoczonym autobusie, czy wyręcza mnie w dźwiganiu ciężkich zakupów. Ostatnio – dzięki codziennej, miesięcznej podróży pociągiem – ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że tacy mężczyźni nadal istnieją, mimo, że uważani są za gatunek wymarły. Chociażby w miniony piątek.  Kiedy wpadłam do wagonu po wcześniejszym kilkuminutowym sprincie na peron zrobiło mi się słabo na myśl o tym, że będę musiała stać przez następną godzinę w ciasnym przedziale. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte, a o wygodne miejsce stojące też było trudno. Byłam wręcz wstrząśnięta, kiedy jeden z mężczyzn wstał i wskazując na swoje miejsce zaznaczył, że mogę usiąść. A jeszcze parę dni wcześniej jeden z podróżnych (płci męskiej) zwrócił uwagę drugiemu, który rozłożył na miejscu obok torby z zakupami. Kiedy „obładowany” ustąpił, ten drugi z zadowoleniem powiedział, że teraz mogę wygodnie usiąść.
Zastanawiając się, gdzie CI mężczyźni, przyszło mi do głowy, że my same po części doprowadziłyśmy do ich wyginięcia, m. in. dzięki hasłom w stylu: „nie chcę, żebyś pomagał mi nosić ciężkie torby, uważasz, że jestem słaba?”, „płacisz za mnie – sugerujesz, że nie potrafię zarobić tyle, co ty!”. Z drugiej jednak strony są faceci, którzy celowo doprowadzają do wyginięcia cech i zachowań gentelmana, wykorzystując nasze usilne błagania o równe traktowanie w sferze zawodowej i prywatnej.
Jeżeli chodzi o mnie, mówię TAK dla przepuszczania kobiety w drzwiach, wstawania, kiedy podchodzi do stołu, otwierania drzwi, płacenia na randce, ustępowania miejsca, pomocy przy noszeniu zakupów… Właściwie jedyne NIE dotyczy całowania w rękę, którego po prostu nie lubię. Myślę, że mężczyzna, którego stać na takie gesty zawsze będzie postrzegany przez kobiety w lepszym świetle. Jeżeli nie przez wszystkie, to ręczę, że przez zdecydowaną większość.

Holidej

Mieć hejta...

Czy na Ziemi są istoty myślące - owszem, ale ja tylko z wizytą... - napis zobaczony na murze.

Bo czasem wszyscy są jak "włos w zupie"...

Alcatraz